Co najbardziej cieszy człowieka po nieco ponad miesiącu spędzonym w królestwie wołowiny? W Mekce miłośników mięsa? W niebie wypełnionym stekami? W rajskim ogrodzie asado?

Burak. Względnie marchewka. Równie dużo szczęścia dostarcza kapusta lub dobre awokado. A świeży, miękki, aromatyczny i pełen smaku pomidor? Uff, szkoda gadać.

Jest to pewna ciekawostka i zjawisko, które jak do tej pory powtarza się w naszych podróżach po Ameryce Południowej. Za pierwszym razem, gdy wybraliśmy się do Brazylii i Paragwaju, wiązaliśmy zdecydowanie gorące nadzieje z kuchnią. Turystyka kulinarna i te sprawy… Także i przy drugim podejściu, czyli wyprawie do Argentyny i Chile, kwestie gastronomiczne miały być zdecydowanie mocnym punktem naszej podróży. No i tu jest pies pogrzebany.

Nie zrozumcie mnie źle – jedzenie potrafi być tu pyszne. Nie jestem i nigdy nie byłem wielkim znawcą sztuki przyrządzania steków. Wiem natomiast, kiedy stek jest przyrządzony średnio, a kiedy jest po prostu wybitny. W Argentynie zdecydowanie wiedzą, jak przyrządzać steki wybitne (wyniesione do poziomu, przy którym Madagaskar z zajazdu Sindersdorfer Hof nadaje się do wycierania podłogi – troszkę przesadzam, ale z drugiej strony nie aż tak bardzo). Ich empanady – palce lizać, szczególnie w stolicy empanad, czyli Salcie. Przysmaki w stylu locro, choripanów, matambritos – naprawdę pyszne, aromatyczne i wyjątkowe. Problem natomiast zaczyna się w momencie, w którym do naszego mięska chcemy zjeść równie pyszne warzywka.

Otóż warzywa w Ameryce Południowej są… średnie. Bardzo często wręcz mierne. Oczywiście opieram to jedynie na doświadczeniach wyniesionych z części Brazylii, Argentyny i Urugwaju, niemniej jeśli spojrzymy na mapę, to kraje te obejmują łącznie całkiem pokaźną część kontynentu. Podczas pierwszej wizyty w Brazylii było to pewne zaskoczenie, ale złożyliśmy to na karb specyfiki tego kraju. Nie rozbijaliśmy się tam po najlepszych restauracjach, jedliśmy często uliczne jedzenie dla przeciętnych Brazylijczyków, a przeciętny Brazylijczyk należy niestety do tych biedniejszych. A jedzenie ludzi biednych pod każdą szerokością geograficzną jest dość podobne – przede wszystkim kaloryczne i sycące, koniecznie niedrogie, zazwyczaj nieszczególnie zdrowe. Oprócz tego doszliśmy do wniosku, że geografia i klimat kraju również mogą nie sprzyjać uprawom wysokiej jakości warzyw, względnie takie wysokiej jakości warzywa idą na eksport. Sądziliśmy, że sytuacja w Argentynie będzie się miała inaczej, trochę ze względu na inny charakter tego kraju (w tym kulinarny), trochę ze względu na odmienne warunki klimatyczne i geograficzne. A tu klops (dosłownie, bo argentyńskie albondigas są oczywiście pyszne). Warzywa nie dość, że stosunkowo drogie, to bardzo często zwyczajnie pozbawione smaku.

Narzekanie? Może odrobinkę. Kuchnia argentyńska jest naprawdę smaczna, a pieczenie i grillowanie mięsa podnieśli Argentyńczycy do rangi sztuki. Jednak uważam to za niezwykle zabawne, gdy mając przed sobą na talerzu pół kilo bife de chorizo przyrządzonego idealnie jugoso, twój wzrok skręca nagle na stojący nieopodal talerz z zamówioną pro forma zieleninką, a na talerzu tym znajdujesz plasterek buraka i zaprawdę powiadam Wam, pyszny jest to burak.

Burak czy stek?
Stek czy burak?

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here