Turystyka kulinarna to absolutnie najlepszy rodzaj turystyki, nie może tu więc zabraknąć kilku słów na temat argentyńskich pyszności. Ponieważ jednak z krytykami kulinarnymi łączy nas co najwyżej fakt, że uwielbiamy jeść, raczej nie spodziewajcie się tu wyrafinowanych recenzji wyszukanych potraw, gwiazdek przyznawanych restauracjom i rozwodzenia się nad arkanami sztuki kulinarnej. Ot, nasze subiektywne podejście do rozmaitych smakołyków pożeranych tu i ówdzie.

Tytuł sugeruje powstanie co najmniej jeszcze jednej części, ale nic nie obiecujemy 🙂

Choripan

A było to tak… Jakoś podczas naszego pierwszego tygodnia w Buenos Aires dotarliśmy w okolice dzielnicy Puerto Madero. Wprawdzie została nam ona zareklamowane jako okolica dość burżujska, pełna wysokościowców, korporacji i drogich knajp, ale postanowiliśmy nieco się tam rozejrzeć. Raz, że Puerto Madero to po prostu stara dzielnica portowa, a porty zwiedzać lubimy. Dwa, że do Puerto Madero przylega Reserva Ecológica Costanera Sur, czyli rodzaj sporego parku/rezerwatu przyrody, pełnego dzikiego zwierza i roślinności, który również planowaliśmy odwiedzić. I właśnie przy owym rezerwacie mieści się dość długi nadrzeczny (choć lepszym słowem byłoby „nadkanałowy”) bulwar. Na bulwarze tym znajdziemy dwie główne atrakcje (trzy, jeśli liczyć portowe gołębie). Pierwszą są posągi sportowców zasłużonych w dziejach Argentyny, rozmieszczone co kilkadziesiąt metrów. Jak widać na załączonym obrazku, kwestia bycia zasłużonym jest sprawą otwartą. Krewcy Argentyńczycy lubią wyrażać swoje opinie na temat bieżących wydarzeń sportowych w sposób dość spektakularny.

Pomnik Messiego
Coś mu się urwało, temu Messiemu.

Druga z atrakcji ustawiona jest dokładnie vis a vis sportowych posągów. Jest to ciąg kilkunastu „stanowisk gastronomicznych”. Przypominają one nieco połączenie przyczep kempingowych, budek z knyszami popularnych u nas w latach 90. (szkoda, że tak trudno je dziś odnaleźć) i nadmorskich smażalni ryb, gofrów i czego tam jeszcze dusza zapragnie. Warto jeszcze nadmienić, że wszystkie wyglądają dość obskur…nie, a nieodłącznym elementem każdego z nich jest wystawiona na ladzie kolekcja misek, słoików i butelek z rozmaitymi sosami, surówkami i innymi dodatkami. I tam właśnie po raz pierwszy natrafiliśmy na choripan.

Czym właściwie jest ów choripan? Etymologia nazwy jest nadzwyczaj prosta: chorizo oraz pan, czyli kiełbaska i chleb/bułka. Jest to buła, w środku której znajdziemy przekrojoną na pół argentyńską kiełbaskę. Lista dodatków zależy tylko od nas (oraz od zawartości wystawionych misek, słoików i butelek). Gdybym miał wymyślić polski odpowiednik tej nazwy, to byłaby to najpewniej kiełbułka 😀

Uliczne jedzenie

Jeśli chodzi o przysmaki lokalnej kuchni ulicznej, to z reguły ścierają się w nas dwie postawy. Obie poparte są sporym doświadczeniem, co nie ułatwia wyboru. Pierwsza mówi jasno: streetfood i uliczne żarcie jest pyszne, a lokalsi nie bez powodu się nim zajadają, warto więc próbować. Druga natomiast ostrzega: uważaj! uważaj! uważaj! Uliczne jedzenie z szemranych jadłodajni potrafi dostarczyć bardzo wielu nieoczekiwanych atrakcji. Nasze pierwsze spotkanie z budkami w Puerto Madero nie zakończyło się rozpoznaniem bojem, a jedynie obserwacją ze z góry ustalonych pozycji. Na ich niekorzyść przemawiał fakt, że pomimo obiadowej pory praktycznie nikt w nich nie jadł. Same zapachy i wygląd nie były w 100% przekonujące.

Natomiast zgodnie z legendą „Gwardia umiera, ale się nie poddaje”, dlatego pierwsze podejście nie było ostatnim i przy kolejnej okazji powróciliśmy do Puerto Madero. Jak już wspomniałem wcześniej, wszystkie budki wyglądają z grubsza podobnie. Nam natomiast jakimś cudem udało się wybrać tę budzącą najmniejsze zaufanie z nich wszystkich. Krótka rozmowa z obsługującą nas panią i po niespełna 3 minutach podgrzewania kiełbaski na ruszcie w naszych łapkach tkwił już cieplutki choripan. Cóż… okazało się, że to faktycznie była dość mocno szemrana budka z jedzeniem. Kiełbaska była wyjątkowo tłusta i przypalona, a zaoferowane nam dodatki pamiętały chyba czasy wojny o Falkandy. Nie zniechęciło nas to jednak do dalszych poszukiwań.

Choripan na targu San Telmo
Choripan na targu San Telmo i szczęście, które wywołuje.

Czas na kolejne choripany przyszedł dość szybko, bo niemalże na każdej ulicy można znaleźć knajpkę mającą je w swojej ofercie. Istnieje oczywiście kanoniczny choripan, czyli najprostsza wersja z lokalnym chimichurri. Poza tym wygląd i smak zależy już tylko od inwencji twórcy. Udało nam się znaleźć na przykład wersję z kiełbaską jagnięcą, ogórkiem konserwowym oraz paskami imbiru. Na porządku dziennym są choripany z różnymi rodzajami sera, grillowaną papryką, sosami… W każdym razie w kwestii choripana nie powiedzieliśmy jeszcze ostatniego słowa.

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here